Niedawno ogłoszono w mediach finał pewnej tragicznej historii z 2021 roku.

Do Ekostraży, organizacji zajmującej się ratowaniem zwierząt, przywieziono Suzi, suczkę rasy buldog francuski. Nie udało się jej uratować, a organizacja zgłosiła sprawę do prokuratury, obwiniając właścicieli o zagłodzenie psa.
Niedawno zapadł wyrok, skazujący ich oboje (rzekomo jakąś influencerkę i jej partnera) na prace społeczne, karę pieniężną i pięcioletni zakaz posiadania zwierząt.

Tweet konta Polandnews mówiący o tym, że influencerka i jej partner dostali wyrok za zagłodzenie psa. Znajduje się tam również wzmianka o miejscu (Wrocław) i źródle (organizacja Ekostraż), a także dwa zdjęcia leżącego, wychudzonego psa

Źródło: Twitter/X. Gdyby link nie działał, można zmienić nitter.cz na twitter.com.

Uważam się za człowieka raczej odpornego na sensacyjne newsy. Te o bójkach, rozbojach czy paragonach grozy są jak szum w tle. Ale gdy pojawia się motyw rażącej dysproporcji sił – jak pacyfikacja własnych pracowników albo męczenie zwierząt – nadal cholernie na mnie działają.

Dlatego pod wpływem impulsu zrobiłem małe śledztwo. Odkryłem przy tym, że media przekręciły lub podkoloryzowały parę faktów: określenie „influencerka” jest mocno na wyrost, a zwłaszcza „znana”, jak pisało parę źródeł. Jest nieaktywna. Poza tym nazwisko ma już inne.

Co gorsza, przez te niedopowiedzenia może dostać ktoś niewinny. W jednej z dyskusji sam widziałem link do profilu innej, aktywnej instagramerki z nazwiskiem na J.

Ten wpis będzie naprostowaniem sytuacji bez demaskowania kogokolwiek. Zakrywam dane i nie linkuję do profili. Skupiam się na weryfikacji medialnych doniesień. Zaś osoby głodne wiedzy znajdą tu sztuczki z wyszukiwarkami Facebooka, które pozwoliły mi dojść do faktów.

Korzystając z okazji, podkreślę też ciemne strony Instagrama i Facebooka – portali, które z jednej strony promują budowanie życia na próżności („kupię słitaśnego pieska do zdjęć!”), a z drugiej – pozwalają to życie zakończyć jednym postem.

Zapraszam do lektury!

Spis treści

Śledztwo

Ślepy zaułek na początek

Punktem wyjścia był dla mnie sam news. Przyznam, że trochę tutaj łyknąłem stwierdzenie o tym, że winna była, albo nadal jest, mikrocelebrytką. Czyli kimś względnie znanym.

Wiedząc bardzo mało o świecie celebrytów – czy to w skali mikro, czy makro – postanowiłem zdać się na trzy rzeczy:

  • imię i pierwszą literę nazwiska (Kamila J.);
  • miasto (Wrocław);
  • fakt, że to rzekomo influencerka.

    Istnieją różne bazy takich osób, czasem publiczne, stworzone np. z myślą o ludziach od marketingu. Znana osoba pewnie będzie w którejś z nich?

Wpisałem w wyszukiwarkę DuckDuckGo wrocław influencerzy lista i faktycznie znalazłem uporządkowaną listę różnych kont. Korzystając z suwaków u góry, dało się filtrować wyniki. Zwiększyłem zakres do maksimum, bo nie wiedziałem, na ile znana jest Kamila. Wolałem szerzej zarzucić sieć.

Wśród wyników były trzy Kamile (Ctrl+F na stronie) z Wrocławia, żadna nie miała nazwiska na J. Wprawdzie mógłbym doczytać, sprawdzić inne filtry, ale uznałem bazę osób za ślepą uliczkę.
Tak zresztą często jest z internetowymi śledztwami. To dziobanie tematu z różnych stron, nie zawsze dające efekty. Aż w końcu się uda.

Etap pierwszy – wyszukiwanie na profilu Ekostraży

W drugiej kolejności postanowiłem wyjść od nazwy organizacji, która była źródłem newsa. Ekostraż. Tak się składa, że mają profil na Facebooku.
W tej konkretnej sytuacji mógłbym łatwo znaleźć posta na temat wyroku sądowego, bo to niedawne wydarzenie. Byłby u góry.

Ale co by było, gdybym sprawdzał historię nieco później, a przewijanie tablicy byłoby zbyt czasochłonne? W takiej sytuacji cenną pomocą jest wyszukiwarka treści na konkretnym profilu.

Żeby ją wyświetlić w aplikacji, trzeba najpierw wejść na stronę danego profilu (tutaj: Ekostraży). Potem trzeba kliknąć ikonę trzech kropek pod jego nazwą, a następnie wybrać opcję Szukaj.

Zrzut ekranu pokazujący parę fragmentów interfejsu aplikacji Facebook. Czerwonymi ramkami otoczono przyciski, jakie należy po kolei kliknąć, żeby włączyć wyszukiwarkę na poziomie profilu.

Screeny z aplikacji mobilnej, ale na komputerze jest podobnie.

Wadą tej wyszukiwarki jest to, że patrzy również na treść komentarzy i nie pozwala w żaden sposób ich odsiewać.
Gdybym szukał popularnego imienia (jak Kamila) na tym dość popularnym profilu, to zapewne by zwróciło większość postów, jakie kiedykolwiek tam dodano – bo nawet jeśli właściciele nie użyli imienia w poście, to zapewne trafiła się jakaś Kamila w komentarzach.

Dlatego warto wpisywać słowa rzadsze, które raczej nie wystąpią w wielu postach. I miałem coś takiego – imię psa, Suzi. Rasę: buldożek.

Po kolei wpisałem je w wyszukiwarkę. I bingo! Wyskoczył nie tylko post Ekostraży na temat wyroku, ale też kilka dawniejszych, ze stycznia i lutego 2021 roku, gdy zgłosili całą sprawę.

Można tam znaleźć między innymi list jednego z rodziców dziewczyny, naciskającego na portal, żeby usunęli wpisy. List mówi, że pies miał zapalenie płuc i nie chciał jeść. To akurat ma potwierdzenie w opisach samej Ekostraży. Ale nie zmienia faktu, że zaniedbanie było tragiczne (co zresztą potwierdza treść wyroku sądowego).

W poście na temat wyroku nazwiska są zamazane, ale po samej długości można zauważyć, że Kamila ma około dwa razy dłuższe nazwisko niż druga oskarżona osoba, jej partner Rafał.

Czasem komentarze do postów są cenniejsze od nich samych. W przypadku Facebooka warto pamiętać, żeby zawsze wybierać tryb wyświetlania Wszystkie, bo Fejs często chowa istotne komentarze.
Te pod nowszym postem Ekostraży oraz newsem z Twittera (z początku wpisu) to głównie pytania oburzonych ludzi, bez konkretnych danych. Gdzieś mignie co najwyżej wzmianka, że dziewczyna już jakiś czasu temu wyjechała na zachód.

W postach i komentarzach z 2021 roku również poszukałem skarbów, takich jak link do profilu (nawet cenniejsza informacja niż nazwisko), historia samego zagłodzenia, dokumenty od weterynarza. Czy coś znalazłem? Nie mogę potwierdzić, ale niewykluczone :wink:

Etap drugi – profil

Nazwałem link do profilu „nawet cenniejszą informacją” niż komplet złożony z imienia i nazwiska. Dlaczego? Bo link do profilu to unikalny identyfikator, niezależny od aktualnej nazwy użytkownika.

Przykład: ktoś może się nazywać Rafał Kowalski. Po jakiejś aferce ze swoim udziałem zmienia nazwę konta na Gall Anonim.
Ale link do jego profilu nadal będzie wyglądał jak wcześniej:

https://facebook.com/rafal.kowalski.jakies_liczby

Po kliknięciu wyświetli się aktualny profil, czyli już Gall Anonim. Zmiana nazwy nie uchroniła go przed znalezieniem.

Tak było też w tym przypadku. Po kliknięciu w link ukazała się nie Kamila J., tylko Kamila G. Sugerowałoby to, że dziewczyna zmieniła nazwisko od czasu oskarżenia, a media podały nieaktualną informację. Ale nie zmieniała swojego linku do konta, więc nadal prowadzi do niej.

Parę informacji z profilu pokrywało się z tymi od Ekostraży:

  • to dziewczyna z Wrocławia,
  • jej nowe nazwisko jest krótsze od poprzedniego. Długością mogłoby pasować do zamazanego nazwiska drugiego sprawcy, jej partnera.

Zdjęcia profilowego nie ma, informacji na tablicy brak (poza jakimiś najstarszymi bzdetami dodanymi przez aplikacje zewnętrzne). Ale w internecie nic nie ginie, a zdjęcia pływały w jakiejś sekcji komentarzy.

Zbiór czterech zdjęć wrzuconych przez jakąś użytkowniczkę. Jedno z nich pokazuje psa, jeszcze gdy żył, z czarną wstęgą w rogu. Pozostałe trzy zdjęcia pokazują Kamilę J. pozującą do zdjęć. Oczy i inne dane osobowe zostały tu zakryte czarnymi prostokątami.

Nowe odkrycie sugeruje, że media po prostu kopiowały treść wyroku, nie cytując aktualnych danych.

Warto jednak zachować sceptycyzm. Czy możliwe, że dziewczyna zmieniła nazwę konta na jakąś losową, ale nie szła za tym zmiana nazwiska?
Albo: czy możliwe, że to nie ta osoba? Że ktoś kiedyś podrzucił jeden profil, a wszyscy inni to łyknęli?

Etap trzeci – wyszukiwarka Facebooka

Po wygrzebaniu z profilu Ekostraży (potencjalnego) imienia i nazwiska, mogłem ich poszukać w wyszukiwarce „globalnej” Facebooka. Obejmuje ona wszystkie profile, grupy i posty w obrębie ich serwisu.

Aby ją wyświetlić, wystarczy wejść na stronę główną Facebooka i kliknąć w ikonę lupy w górnym rogu. Klikając przyciski pod spodem, można zawężać wyniki do wybranych kategorii. Osobiście patrzyłem pod tagami WszystkiePosty.

Heheszki

Odruchowo wzrok, zamiast ikony lupy, może przyciągnąć pole tekstowe w górnej części interfejsu… Tyle że ono jest od wrzucania treści na profil, a nie wyszukiwania.
„Dziadku, to nie tu się wpisuje”.

W tym miejscu przedstawiam parę zadziwiających zachowań Facebooka.

Po pierwsze: po wpisaniu Kamila J... (oczywiście wpisywałem tu pełne nazwisko) samo podsunęło mi aktualny profil, z nazwiskiem zmienionym.

Zrzut ekranu pokazujący wyniki wyzukiwania na Facebooka. W górnej części widać wyszukiwarkę i wpisane tam imię i nazwisko (częściowo zakryte). Pod spodem widać proponowany profil należący do dziewczyny o innym nazwisku.

Mocny dowód na to, że wyszukiwarka uwzględnia identyfikator profilu, obecny w linku do niego. Tylko tam pozostało dawne nazwisko Kamili.

Wniosek: nawet gdyby nikt nie dodał bezpośrednich linków do profilu, sama znajomość starego nazwiska pozwoliłaby szybko znaleźć nowe konto.

Porada

Jeśli ktoś zmieni link do swojego konta przez ustawienia lub ma nowsze konto, a zatem ciąg liczb zamiast imienia i nazwiska, to raczej nie pojawi się w wyszukiwarce. Sprawdziłem na przykładzie paru znajomych.

Po drugie: kiedy poszukałem z kolei pod hasłem Kamila G..., to wyskakiwały mi posty pełne oburzenia, napisane świeżo po aferze z 2021 roku, z linkiem do konta.

Sęk w tym, że w ich treści było jedynie stare nazwisko, a nie to szukane. Co więcej, w przypadku szukania po starym nazwisku – obecnym przecież w tekście – żaden z tych postów się nie pojawiał.

Zrzut ekranu pokazujący post mówiący, że Kamila niżej już upaść nie może. Jest tam oznaczone jej konto, ale nazwa użytkownika zawiera stare nazwisko

Przykładowy post znaleziony dla hasła Kamila G..., ale nie dla Kamila J....

Wnioski mam dwa:

  1. Kiedy w postach pojawiają się oznaczenia kont (linki do nich, ukryte pod nazwą konta), to Facebook nie patrzy na słowa odpowiadające linkowi, tylko na konto, do którego on prowadzi.
  2. Wyszukiwarka automatycznie wykonuje przejście szukana nazwa → linki do kont o takiej nazwie → posty zawierające te linki.

Po trzecie: wyszukanie pod hasłem Kamila G... wyświetliło również wydarzenie z życia – ślub z Rafałem G. Przez jakiś dziwny splot ustawień było ukryte na tablicy dziewczyny, ale widoczne w wyszukiwarce.

Zrzut ekranu pokazujący infomację o tym, że w 2022 roku Kamila wzięła ślub z Rafałem G.

Klikając w link do profilu, mogłem potwierdzić, że istotnie prowadzi do tej samej Kamili, która została wcześniej oskarżona w komentarzach. Do tego imię męża pokrywa się z imieniem oskarżonego partnera. Zgadza się również długość nazwisk. I data – zmiana nazwiska w 2022 roku, po dacie oskarżenia, ale przed publikacją wyroku.

Dalej już nie szukałem, bo miałem mocne dowody.

Weryfikacja medialnych doniesień

Wszystkie znalezione przez mnie informacje sugerują, że Kamila J. od buldożki Suzi jest od dłuższego czasu Kamilą G. Oznaczałoby to, że Ekostraż i media jedynie zacytowali wyrok, nie aktualizując informacji.

Pewnym naciągnięciem może być też nazywanie dziewczyny influencerką. Chyba że spojrzy się na to słowo luźno, podpinając tu każdą osobę, która coś zarobi na reklamach w social mediach.

Jeszcze większym przekłamaniem byłoby mówienie o znanej influencerce.
Poszukałem dawnego nicka w archiwach internetowych, zaś imienia na Twitterze i w wyszukiwarkach. Nie zauważyłem żadnych wzmianek innych niż te związane z aferą. Nikim znanym raczej nie była.

Być może miała ambicje na bycie sławną. Miał być blichtr i lans, francuski piesek. Ale po aferce w 2021 roku to rypło. Został brak rozpoznawalności, zapewne praca fizyczna za granicą. A od paru dni również prace społeczne do odbębnienia.

Jeśli ktoś zobaczył medialne nagłówki i się wkurzył, że znów komuś sławnemu uchodzą na sucho nieludzkie rzeczy, to spieszę uspokoić :slightly_smiling_face: Ta historia była nieco inna.

Oburzenie na przywileje i układziki to dobra rzecz. Ale proponuję je przekierować z tej sprawy na inne, takie jak ta dotycząca rodziny zabitej na drodze A1.

Fałszywe tropy i brak prywatności

Podczas poszukiwań – zwłaszcza w stanie wzburzenia, gdy trwa głośna afera – łatwo dać się nabrać i wskazać niewinną osobę.
Gniew tłumu rzadko jest precyzyjnym snajperskim strzałem. To raczej wystrzały ze śrutówki. Duży rozrzut i trafianie w postronne cele. Przykładem wspomniana na początku instagramerka.

W tym przypadku też dałoby się trafić, w różnych miejscach, na kobiety pasujące do szukanego wzorca. Problem w tym, że byłyby to błędne tropy i niewinne osoby.

Publiczne grupy z Facebooka

W tej części pokażę, jak wrażliwe rzeczy na temat osób postronnych wyświetliła w jednym miejscu wyszukiwarka Facebooka, kiedy szukałem pod hasłami Kamila G...Kamila J....
Nie odbijałem na niczyje profile, wszystko pokazała sama wyszukiwarka postów. Znajdująca często te dodane na grupach publicznych.

Ciekawostka

Właściciele niektórych grup na Facebooku mają taki dziwny zwyczaj, że oznaczają w postach osoby, które niedawno dołączyły do grupy.
W ten sposób, jeśli grupa jest publiczna, nawet ludzie nieaktywni na grupie, bierni czytelnicy, wyskoczą w ogólnej wyszukiwarce po wpisaniu ich nazwisk.
Dla ilustracji – jakiś losowy post, w który się nie wczytywałem.

Screen fragmentu posta z Facebooka, witającego w grupie nowych członków. Poniżej znajduje się lista nazw użytkownikow, z których każda jest jednocześnie linkiem do profilu.

Jeden z fałszywych tropów to dziewczyna, która również jest z okolic Wrocławia… I, co więcej, również pisała publicznie o swoim buldogu francuskim.

W wyszukiwarce wyskakują posty witające ją w różnych grupach tematycznych, poświęconych m.in. rozwojowi, językowi hiszpańskiemu… Albo, pod koniec zeszłego roku, w grupie „Odzyskaj dobre życie po rozstaniu”.

Wyszukiwarka podrzuciła też posty związane z niewinną kobietą ze Śląska. Również z domyślnym obrazkiem profilowym, jak Kamila z Wrocławia. Jedynym sposobem na ich rozróżnienie byłoby patrzenie, do jakiego profilu prowadzą linki.

Ta osoba była bardzo aktywna na grupach publicznych, zadawała liczne pytania. Jednego dnia pisze na jednej publicznej grupie, że niebawem ma ślub, a jest w siódmym miesiącu i się stresuje. Na innej grupce – wedle chronologii parę tygodni po tym ślubie – prosi kogoś o anonimową poradę w kwestii związku.

Ludzie mogą być przekonani, że grupy dają jakąś prywatność, że tylko inni uczestnicy zobaczą posty. Jest inaczej. Wszystkie te (czasem wrażliwe) informacje są publicznie widoczne.

KRS

Innym ślepym zaułkiem był Krajowy Rejestr Sądowy. Nim przeszedłem do ogólnej wyszukiwarki Facebooka, zerknąłem też do swojej bazy firm wpisanych do KRS-u (czyli w uproszczeniu: większych niż jednoosobowe działalności).
Pod hasłem Kamila G... wyskoczyły dwie osoby z dwóch różnych firm.

W KRS-ie znajdują się również numery PESEL, z których łatwo można odczytać daty urodzenia znalezionych osób. Nie zgadzały się. Jedna z nich urodziła się w roku 1986, a druga w 2000.
Wyrok sądu udostępniony przez Ekostraż wyraźnie wskazuje natomiast, że rokiem urodzenia Kamili był 1999.

Poza tym nie zgadzała się chronologia. Jedyne zdarzenie z udziałem młodszej „KRS-owej” Kamili G. (dodanie do zarządu) miało miejsce w 2021 roku. W tamtym czasie Kamila „wrocławska”, od sprawy Suzi, była jeszcze Kamilą J.

Wniosek dość intuicyjny – wiele kombinacji imion i nazwisk się powtarza. Nawet tak drobne, ogólnikowe informacje jak rok urodzenia są cennym sposobem na ich rozróżnienie.

Szersze spojrzenie

Choć ta konkretna sprawa wiąże się z określonymi osobami, proponuję spojrzeć nieco szerzej. To dobra ilustracja kilku ogólniejszych, współczesnych patologii.

Po pierwsze – pogoń mediów za sensacją. Praktycznie wszystkie źródła (Wprost, Wyborcza, lokalne portale) powieliły z komunikatu Ekostraży informację o „Kamili J.” (nazwisko nieaktualne w momencie ogłaszania wyroku) oraz o „influencerce”. Niektóre, co gorsza, napisały o „znanej influencerce”.

To kolejny przykład na to, że współczesne wiadomości coraz częściej są odtwórcze i podają informacje dalej, bez dokładnej weryfikacji.

Wiele artykułów na temat sprawy Suzi to właściwie jeden osadzony post i parę zdań na jego temat, mówiących właściwie to samo. Raz jest „partner”, raz „konkubent”, sens ten sam.

To prawie tak, jakby (szok i niedowierzanie!) media optymalizowały działania pod szybką publikację oburzającego newsa. Medialny fast food.

Po drugie – sama koncepcja zwierząt ozdobnych.

Choć wina leży po stronie właścicieli psa, prawdopodobnie nie byli sadystami, którzy celowo go głodzili. To raczej kwestia kompletnej nieudolności i ignorancji. A powodem, dla którego Suzi zaczęła mniej jeść, było zapalenie płuc, jakiego się nabawiła.

Problem w tym, że buldogi francuskie ponoć z założenia są podatne na różne choroby, w tym infekcje dróg oddechowych.
Drogą doboru sztucznego hodowcy uzyskali małego psa o charakterystycznym wyglądzie. Ale po drodze, pośród tych wszystkich krzyżówek, nazbierał pakiet wad genetycznych.

G.

Niby czemu mam odpuścić takie rady? Znikąd się ten przypadek nie wziął. Proszę przeczytać treść – pies choruje w sposób typowy dla tej rasy, to rasa ze zniszczonym układem oddechowym od urodzenia. A tu jeszcze wyskakują wielbiciele buldożków z lamentami… hipokryzja poziom zaawansowany.

Małgorzata Z.

Niestety teraz ludzie kupują ładne zwierzęta, rasowe, modyfikowane, i trzeba liczyć się z tym, że leczenie będzie kosztowne. Takie kundelki to mało kiedy chorują, a [moi znajomi], którzy mają rasowe psy (zwłaszcza te malutkie, tzw. torebkowe) ciągle latają po lekarzach…

Źródło: komentarze pod postami Ekostraży, lekka edycja moja.
Mam lekką urazę do używania słowa „modyfikowane” wobec doboru sztucznego. Z resztą się zgadzam.

Niektórzy w komentarzach twierdzą, że ten konkretny pies został kupiony z lewej hodowli i to stąd problemy. Może. Mnie tam razi sama idea namnażania osobników de facto okaleczonych i lansowania ich jako ładne akcesoria.

Po trzecie – bezmyślny konsumpcjonizm.

Informacje na temat Kamili (wyciągnięte przez komentujących albo obecne na profilu) sugerują pewien charakterystyczny styl życia. Intensywne podkreślanie wyglądu. Nowinki z programu Warsaw Shore udostępniane na profilu. Celebryci amerykańscy w treściach polubionych.

Francuski piesek – być może kupiony po taniości – mógł być po prostu elementem tego zestawu przyszłej gwiazdy. Ale nikt nie uprzedził, że będzie miał wymagania.

Platformy w stylu Facebooka, a zwłaszcza Instagram, sugerują ludziom, że każdy może zostać gwiazdą. Ale musi naśladować większe gwiazdy. Niektórzy spróbują, zapożyczą się, parę razy zarobią na reklamie kosmetyków. I się wkręcają.

Nie oszczędzają, bo tkwią w zaklętym kręgu, w którym trzeba pokazywać przepych, a zatem wydawać. A potem jedna afera wystarczy, żeby zmieść taką osobę z planszy. Popadnie w niełaskę, straci współprace i zostanie z wątłymi oszczędnościami. Koniec końców wiele osób i tak pójdzie do tego rodzaju pracy, jakiej chciało uniknąć.

I fakt na koniec – wśród młodych osób w Polsce ponad połowa chciałaby zostać w przyszłości właśnie takimi mikrocelebrytami. Czy za kilka lat będzie wielka fala rozczarowań? To się zobaczy.