Pułapka nazwy „adblock”
Najmocniej reklamowane rozwiązania nie są najlepsze.
Niedawno platforma YouTube weszła na wyższy poziom wyświetlania reklam. A właściwie walki z osobami, które ich nie wyświetlają.
Od teraz pokazuje niektórym osobom komunikat informujący, że wykryto dodatek blokujący reklamy. I że po kilku takich wykryciach YouTube na jakiś czas odetnie dostęp do filmów.
W oryginale pada zwrot ad blocker, polskie tłumaczenie mówi o „blokadzie reklam”. Natomiast wiele polskich portali komputerowych, opisując tę sprawę, użyło nazwy angielskiej, jak adblock lub właśnie ad blocker.
Nazwa w teorii ma sens, w końcu pochodzi od dosłownego tłumaczenia angielskiego „blokowanie reklam”. Jest powszechna. Ba, sam jej nieraz użyłem.
Ale i tak mam do niej zastrzeżenia.
Po pierwsze: tak samo, lub bardzo podobnie, nazywa się parę konkretnych dodatków. Zresztą tych najmniej skutecznych. Wyszukując adblock
i podobne hasła, ludzie zapewne na nie trafią i na nich poprzestaną, nie odkrywając lepszych opcji.
Po drugie: taka nazwa nieco rozmywa prawdziwą naturę tych przydatnych programików i ułatwia branży zgrywanie pokrzywdzonych. Tak naprawdę niektóre dodatki robią znacznie więcej dobrego – to bardziej blokery śledzenia niż reklam.
W tym wpisie trochę sobie ponarzekam na stan rzeczy związany z nazewnictwem. Ale przede wszystkim przybliżę świat dodatków blokujących. Zapraszam!
Spis treści
- „Adblock” to dużo więcej niż AdBlock
- Słabość najpopularniejszych blokerów
- Program Acceptable Ads
- „Adblock” to dużo więcej niż „ad”
- Rozwiązanie
„Adblock” to dużo więcej niż AdBlock
Zacznijmy od samego pojęcia ad block. Czasem zapisywanego ad blocker, adblock, adblocker…
To pojęcie weszło do mowy potocznej, trochę jak adidasy. Określa się nim wszystkie dodatki do przeglądarek pozwalające blokować reklamy.
Dowód? Możemy sobie przeszukać media społecznościowe zapytaniami sugerującymi ogólność:
- polskie treści z użyciem frazy
"jakiegoś adblocka"
; - anglojęzyczne poprzez
"an adblock"
.
Można to sprawdzić na różnych stronkach i dla różnych wariantów pisowni ad block. Wyskoczy całkiem sporo wyników. Nieraz słowa zachęty mówiące innym osobom, że warto takie coś zainstalować.
Lep na przyszłych antyreklamowców
Wyobraźmy sobie, że jakaś osoba na taką wzmiankę trafia i myśli sobie: „a co mi tam, spróbuję!”. Otwiera przeglądarkę – czyli zapewne niedobrego Wujka Google’a – i wpisuje w nią ad block
.
Też to sobie wpisałem.
W trybie prywatnym i przez VPN-a (darmowego od Opery), żeby zmniejszyć szansę, że rozpozna moje konto. Bo nie chciałem wyników wyszukiwania „szytych na miarę”. Tylko takie jak najbardziej ogólne.
Pierwsze miejsca zajmuje jeden konkretny dodatek o nazwie AdBlock. Czasem mignie też AdBlock Plus:
Po zmianie wyszukiwanego tekstu na ad blocker
, w czołówce wyników Google’a pojawiły się dwa sponsorowane – jeden od przeglądarki Brave (która jest w porządku), jeden od czegoś zwanego Total Adblock.
Jak sugerują komentarze internautów, to drugie jest na subskrybcję, którą trudno anulować, niezbyt działa i do tego domaga się płatności za dodatkowe funkcje. Lepiej unikać.
Dla wyszukiwarki DuckDuckGo wyniki były bardzo podobne:
Na swoich screenach uciąłem opisy pod linkami; w rzeczywistości te wyniki zajmowały prawie całą widoczną część ekranu.
A że ludzie zwykle nie wychodzą poza kilka pierwszych wyników, to większość kliknie któryś z nich. Być może ten prowadzący do oficjalnej strony AdBlocka? A tam – informacja, wyróżniona pogrubionymi literami, że z tego dodatku korzysta 65 milionów użytkowników.
Przez tę stronkę (albo bezpośrednio przez wyniki wyszukiwania) wchodzą do oficjalnej bazy dodatków. Chrome Web Store na przeglądarce Chrome albo jego odpowiedniki na innych przeglądarkach.
Tam również każdy z dodatków ma atrakcyjny opis oraz miliony użytkowników.
No to cyk! Instalują, instrukcji nie czytają, nie zmieniają ustawień domyślnych. Dodatek działa w tle. A zadowolenie jest, bo zniknęły te najbardziej wkurzające, rzucające się w oczy, wyskakujące reklamy.
Tak wygląda przygoda wielu zwykłych internautów z dodatkami blokującymi. Mało kto wie, że uzyskana wolność od reklam jest powierzchowna i pozorna. Że wystarczyło wyjść poza pierwsze wyniki wyszukiwania, żeby znaleźć coś lepszego.
Słabość najpopularniejszych blokerów
Oba blokery, które najczęściej wyskakują internautom, nie są zbyt skuteczne.
Nie chcę rzucać oskarżeń bez pokrycia, więc niech przemówią liczby.
Sprawdziłem skuteczność kilku rozwiązań, używając stronki do testowania blokerów stworzonej przez osobę o nicku d3ward.
Wyniki mówią same za siebie:
AdBlock Plus dał pewną poprawę, ale nadal przepuszczał większość reklam. Prawdziwą ochronę zapewniłoby:
- użycie przeglądarki Brave (która ma własne wbudowane blokery, więc osiąga dobry wynik nawet bez dodatków);
- użycie skuteczniejszego dodatku uBlock Origin.
A mówimy tutaj o teście ogólnym. Niektórzy spece od prywatności zbadali, jak sobie radzą dodatki, kiedy reklamodawcy zastosują sprytniejsze techniki maskowania, takie jak CNAME Cloaking. Oto fragment wykresu z wynikami:
AdBlock i AdBlock Plus nie dają zupełnie nic przy sprytniejszych reklamach. Czasem jakimś cudem wręcz pogarszają skuteczność blokowania.
Ktoś mógłby pomyśleć, że to jakaś niezamierzona techniczna słabość. Ale może chęci twórców są dobre, tyle że brak im sił i zasobów do walki z branżą reklamową?
Empatia i wybaczanie błędów to pozytywne cechy. Ale akurat za tymi dodatkami stoją całe grupy ludzi zatrudnionych na etat. Zaś ich nieskuteczność jest po części celowa, do czego sami się przyznają. Czas zanurkować w temat.
Program Acceptable Ads
Załóżmy, że sobie zainstalowaliśmy AdBlocka Plus. Jeśli poczytamy ekran, który nam się wtedy wyświetli, to znajdziemy informację, że swoją skuteczność czasem celowo ograniczają.
Chociaż blokujemy zdecydowaną większość reklam, zdajemy sobie sprawę, że wiele witryn opiera się na reklamach, dlatego domyślnie zezwalamy na określone reklamy, o ile spełniają one nasze surowe kryteria. Jeśli chcesz wyłączyć tę opcję, przejdź do ustawień i wyłącz Akceptowalne reklamy w dowolnym momencie.
Te „Akceptowalne Reklamy” [ang. Acceptable Ads] to nazwa pewnego konkretnego przedsięwzięcia. Dotyczy ono również AdBlocka bez plusa:
Od 2015 roku bierzemy udział w programie Acceptable Ads, w ramach którego reklamodawcy zobowiązują się zachować zgodność z ustalonymi kryteriami.
Do kryteriów niebawem przejdę. W każdym razie program jest kurą znoszącą złote jajka. Najwięksi reklamodawcy muszą płacić, żeby do niego dołączyć i uzyskać zdjęcie blokady dla swoich reklam:
Podmioty, których reklamy mają ponad 10 milionów miesięcznych wyświetleń, muszą uiścić opłatę, żeby dołączyć do programu Acceptable Ads. Trafia ona na konto firmy eyeo, która stworzyła Adblocka Plus oraz program Acceptable Ads.
Mam w tym momencie lekkie skojarzenie z opłatą za ochronę w latach 90. Na pewną korzyść programu zaliczyłbym natomiast fakt, że opłata nie zwalnia ze spełniania wymagań. Duzi muszą trzymać się tych standardów co reszta.
Żeby lepiej te standardy poznać, zerknąłem na oficjalną stronę Acceptable Ads. Od progu powitała mnie korpografika.
Deklarują, że w swoich standardach uwzględniają różne głosy. Branża, eksperci oraz zwykli ludzie prezentują swoje racje i ustalają najlepszy kompromis.
A w praktyce? Żeby to sprawdzić, rzuciłem okiem na skład ich Komitetu. Na stronie były trzy zakładki z listami reprezentantów. Jeśli dobrze liczę:
- ekspertów reprezentuje 7 osób;
- użytkowników – 9 osób;
-
branżę reklamową – 49 osób.
W tym z dużych organizacji takich jak WeTransfer, Amazon, Dell, Rakuten Marketing.
Nie mówię, że poszczególne nazwiska są złe – na liście eksperckiej znajdziemy choćby autora polskiego Prywatnika. Ale dość jasno widać, kto ma w tej organizacji przewagę.
Na koniec sprawdziłem również kryteria, jakie muszą spełniać reklamy, żeby Komitet wyłączył dla nich blokery.
Nie mogą być wyskakującymi oknami. Nie powinny zasłaniać treści ani wbijać się w jej środek. Nie powinny być automatycznie odtwarzanymi filmami. Ogólnie – nie powinny być czymś nachalnym, co wkurza użytkowników.
Z pozoru wszystko brzmi fair? Bloker robi co powinien?
Tylko że wszystkie te ograniczenia dotyczą jedynie sfery wizualnej. Pomijają masowe gromadzenie danych, czyli prawdziwą ciemną stronę reklam.
Moim zdaniem AdBlock i ABP to w najlepszym razie leśne dziadki, które zajęły miejsce o ogromnym potencjale i całkowicie go marnują. W najgorszym – sztuczna, kontrolowana opozycja wobec reklam.
Gdyby ktoś chciał dokładnie sprawdzić, co przepuszczają dodatki, to na stronie AdBlocka Plus jest obszerna lista.
Kto umie czytać kod, ten może wejść na stronki z tej listy i osobiście zobaczyć, że te reklamy to znacznie więcej niż nieszkodliwe obrazki.
„Adblock” to dużo więcej niż „ad”
Dodatki blokujące, w przeciwieństwie do twórców Acceptable Ads, nie patrzą na wygląd. Kierują się obecnością źródła na listach stron zakazanych.
Kiedy przeglądarka ładuje stronę, to robi to prawie zawsze w kilku krokach. Najpierw dostaje prosty, lekki szkielet. Odczytuje z niego, że trzeba jeszcze pobrać inne rzeczy, jak obrazki albo skrypty.
Niektóre z tych rzeczy mogą pochodzić od obcych, co łatwo poznać. Jeśli jesteśmy na stronie zmyslone-newsy.com.pl
i widzimy w jej kodzie:
<script src="https://realne-reklamy.com/megareklama.js" />
…To mamy do czynienia z elementem od obcej strony. Tu akurat skryptem megareklama.js
od strony realne-reklamy.com
.
Na tym etapie wkracza nasz dodatek blokujący. Sprawdza, czy ma tę stronę na liście znanych łobuzów. Jeśli tak, to interweniuje i mówi przeglądarce, żeby nie pobierać pliku.
A co by się stało, gdyby przeglądarka go pobrała? Skrypt zapewne by poprosił o jeszcze więcej plików, wywołując reakcję łańcuchową:
-
Jeśli reklamodawca wykryje, że ktoś jest z Europy, to skrypt zapewne wyświetli ekran z pytaniem o zgodę, żeby odfajkować zgodność z RODO/GDPR.
Tam tradycyjnie – opcja zgody na wszystko wyróżniona jaskrawym kolorem, reszta na blado.
Zresztą bez różnicy, bo jedyny skuteczny sposób na nieudzielenie zgody to wejście w zakładkę „Uzasadniony interes” i odznaczenie wszystkiego. -
Jest zgoda (albo reklamodawcy nie obchodzi jej brak)? To kolejne skrypty inwazyjnie zbiorą dane o urządzeniu i sprawdzą, czy jesteśmy w bazie reklamodawcy.
Rodzaj tych danych dokładniej opisałem w serii „Internetowa inwigilacja”. Niektóre z nich, jak parametry karty graficznej lub dźwiękowej, są naprawdę zaskakujące.
- Zebrane informacje trafiają na tak zwaną giełdę reklam. Tam zostaje wybrana któraś z dostępnej puli.
- Ładują się skrypty przeciw automatom; pilnują, żeby twórca strony nie mógł nabijać sobie wynagrodzenia przez klikanie własnych reklam.
- No i ładuje się obrazek.
Marnotrawstwo mierzone megabajtami
Dużo tego, nieprawdaż? Równie duża jest ilość szmelcu, jaki pobiera nasza przeglądarka, ładując taką reklamę. Jej rozmiar może być liczony w megabajtach.
Konkretniej? Oto wpis z 2020 roku oceniający zasobożerność różnych dodatków.
Gdy najskuteczniejszy z ocenianych dodatków zablokował reklamy, czas ładowania strony spadał z ponad 30 sekund do mniej niż dwóch. A przeglądarka pobierała ponad tysiąc elementów mniej.
Mam również przypadek z pierwszego wpisu na tym blogu. Łezka się w oku kręci!
I nie tylko z nostalgii, ale też z poczucia marnotrawstwa. Żeby wyświetlić króciutki, nieciekawy dla mnie tekst i jeden przycisk, przeglądarka pobrała prawie 100 elementów i 2 MB danych.
Takie coś jak powyższe przykłady to norma. Internetowa reklama często jest jak szpiegowska pluskwa, gromadząca dla swojej firmy historię wędrówek internautów po sieci. Jest też „energożerna” i zużywa duże ilości danych.
I, jak prawdziwa pluskwa, może być bardzo dyskretna z wyglądu. Dla oka to zwykły obrazek na brzegu treści. Nie wyskakuje, nie zakrywa tekstu. Zatem AdBlock (i zwykły, i Plus) to przepuszcza. A większość internautów nie widzi, co się dzieje tam w tle.
Całe to śledzenie daje nieraz tylko tyle, że wyświetli się reklama rzeczy, którą przed chwilą ktoś kupił i której nie planuje przez kilka lat zmieniać. Jak meble. Z takich reklam słynie choćby Amazon; mający zresztą reprezentantkę w Komitecie Acceptable Ads.
A gdyby reklama była zwykłym obrazkiem, integralną częścią treści? Nie czymś od obcej strony, tylko od tej, w której jest osadzona?
Wtedy nawet skuteczniejsze dodatki by ją raczej przepuściły. Bo ich celem jest często blokowanie nie tyle reklam, co inwazyjnego adtechowego kombajnu. Obrazek wycinają tylko dlatego, że był nieodłączną częścią machiny.
To tyle z mojej strony, jeśli chodzi o wywlekanie brudów branży reklamowej. Teraz powiem, jak można się od nich uwolnić.
Rozwiązanie
Skuteczniejsze blokery
Ze swojej strony polecam zmianę dodatku blokującego na uBlock Origin (nie samo uBlock! To dwa różne dodatki).
Lubię go do tego stopnia, że stworzyłem o nim dwa wpisy – podstawowy oraz rozszerzony. Zainteresowanych zapraszam do ich przeczytania, a tutaj tylko streszczę parę faktów.
Po pierwsze: jest po prostu skuteczny. Przykłady były wyżej.
Po drugie: jest bezpieczny. Jego kod źródłowy jest na widoku. Mają do niego wgląd rzesze fanów prywatności i wszczęliby alarm, gdyby pojawiło się coś podejrzanego.
A jakaś mocniejsza gwarancja? Ten bloker jest jednym z nielicznych dodatków weryfikowanych przez Mozillę (firmę tworzącą Firefoksa). Jest spora szansa, że by wychwycili próbę przekształcenia go w coś złośliwego.
Żeby nie było, że lobbuję za jedną rzeczą – jest więcej sprawnych dodatków.
- Privacy Badger od organizacji Electronic Frontier Foundation;
-
Ad Nauseam, czyli nieco „agresywniejsze” rozwinięcie uBO.
Przed nami ukrywa reklamy, a w tle losowo je klika, żeby nakarmić branżę fałszywymi danymi. Może jednak wymagać ręcznej instalacji na Chromie, bo Google go zablokował.
- AdGuard, który wykazał się realnym zaangażowaniem w reakcje na „antyblokerowe” zakusy Google’a.
Dwóch pierwszych sam używałem, AdGuarda nie miałem okazji. W każdym razie warto spróbować czegoś innego niż AB czy ABP. Wcześniej je wyłączając/usuwając, bo dodatki mogą wchodzić sobie w paradę.
Nie ma powodu do wstydu
Jeśli używasz adblocka, to jesteś darmozjadem i głupkiem. Prawdopodobnie głupi są też twoi rodzice, ponieważ nie wykształcili w tobie odpowiedniej moralności.
Dodatek blokujący nie musi być wyrazem sprzeciwu wobec reklam jako takich. Ale jest jedynym skutecznym sposobem na ochronę prywatności przed branżą ad tech.
Jakaś osoba próbuje w Tobie wzbudzić poczucie winy za blokowanie reklam? Możesz poprowadzić dyskusję na inne pola, tam gdzie trudniej jej się stawiać na moralnym piedestale.
„Nie mam problemu z reklamami, jeśli to tylko obrazki. Mam problem z naruszaniem mojej prywatności”.
W każdym razie – nie daj sobie wmówić, że przez blokowanie reklam robisz coś złego. Że jesteś aspołecznym outsiderem w świecie szlachetnych team playerów.
Wręcz przeciwnie. Blokowanie to jeden z niewielu realnych sposobów na zmianę. Na wysłanie sygnału sprzeciwu wobec metod branży ad tech. Oddanie głosu na internet pasjonatów zamiast na internet biznesmenów.
Dodatek blokujący warto nosić z dumą